Minęło pełne
dwadzieścia cztery godziny od momentu, gdy ostatni raz widziałam Shannona i
powoli zaczynałam odchodzić od zmysłów. W mojej głowie pojawiały się coraz
czarniejsze scenariusze tego co mogło się wydarzyć. Przez ten czas chyba ze sto
razy próbowałam do niego zadzwonić, ale za każdym razem słyszałam ten cholerny
komunikat.
Abonent ma wyłączony telefon lub znajduje się
poza zasięgiem sieci.
Najgorsze
było to, że nie mając wieści o Shannonie, nie potrafiłam się na niczym skupić.
Byłam zupełnie bezużyteczna. Jared i Tomo na pewno nie pojawiliby się na jednym
z wcześniej umówionych, telewizyjnych wywiadów, gdyby nie fakt, że dziewczyna
pracująca w studiu zadzwoniła, żeby poprosić o to, aby chłopcy byli na miejscu
godzinę wcześniej niż było planowane.
Do tego
nakładały się sprawy związane ze ślubem, który był przecież coraz bliżej.
Terminy goniły, a ja na pewno nie ogarnęłabym tego wszystkiego gdyby nie mama i
Constance. W zasadzie, one zajmowały się organizacją całej uroczystości. Jedyne
co ja musiałam zrobić, to kupić suknię, dojść do ołtarza i powiedzieć tak. Oh, i muszę wybrać swojego świadka.
Kogoś, kto będzie pasował do Shannona. Tylko nie mam pojęcia kto mógłby to być.
Leanne nie, bo będzie miała masę pracy przy małym Harrym, Vicky będzie wtedy w
zaawansowanej ciąży, a Emma… ją skreśla ciąża i to, że jest w złych stosunkach
ze starszym z braci. Z dziewczynami z uczelni praktycznie nie utrzymuję
kontaktu, bo nie było z kim. Z żadną nie zaprzyjaźniłam się jakoś bardziej, bo
cały czas byłam skupiona na nauce i pracy z campusie. Nie miałam czasu na
ploteczki i przyjacielskie wypady. I przez to nie byłam jakaś wyjątkowo lubiana
i popularna, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Nigdy nie ciągnęło mnie do tych
„fajnych” dzieciaków.
Obserwując
wywiad, którego udzielili Jay i Tomo, widziałam ten moment zawahania, gdy mój
narzeczony skłamał, że jego brat jest chory i nie opuszcza hotelu. Gdziekolwiek
teraz jest Shann, musi się dobrze ukrywać przed paparazzi i fanami, żeby to
kłamstwo nie wypłynęło.
Jared może
nie okazywał, że martwi się o brata, ale widziałam, że tak jest. Starał się to
przede mną ukrywać, ale mimo to wyłapałam, że co chwila zerka na swoją komórkę,
oczekując, że Shanny się odezwie. A z każdym tym gestem Jareda, ja stawałam się
coraz bardziej zła na starszego Leto. To ja spieprzyłam na całej linii, więc
nie rozumiem dlaczego on karze chłopaków.
Bo Tomo też
się niepokoił. Nie ukrywał się z tym, że co chwila próbował dzwonić do
przyjaciela, czy nagrywał kolejną już wiadomość na poczcie głosowej starszego.
Cała ta
nerwowa atmosfera w wyniku „choroby” Shannona przeniosła się również na fanów i
całe Crew. Ludzie zaczęli gadać.
Crew
wiedziało, że Shannona nie ma w hotelu, a niektórzy uważali, że nie ma go nawet
w mieście czy kraju. Niby nikt, poza Steve’em nie powiedział nic na ten temat w
moim czy chłopaków kierunku, ale nie jestem ślepa. Nie dało się nie zauważyć,
że ludzie dziwnie milkli gdy pojawiałam się w ich pobliżu i posyłali mi te
swoje wyuczone do perfekcji uśmiechy.
A fani? Ci
przesadnie przejęli się stanem Shannona i bombardowali Twitterowe konta zespołu
milionami pytań, które wszyscy starali się ignorować lub udzielać jedynie
wymijających odpowiedzi.
Wściekła
wpadłam do pokoju hotelowego i trzasnęłam z całej siły drzwiami. Miałam wszystkiego
dosyć. Dosłownie wszystkiego. To co
zaczęło się dziać przeszło totalnie moje ramy pojmowania całej sytuacji. Nie
rozumiem jakim cudem ludzie mogą być tak totalnie durni.
- Stało się
coś? – Jared podniósł wzrok znad gitary i kartki, na której zapisywał pewnie
słowa następnego hitu.
- Nic –
warknęłam próbując się opanować, ale uważne spojrzenie Jay’a jeszcze bardziej
mnie irytowało.
- No to mów –
westchnął odkładając gitarę na bok i składając kartkę na pół, żebym nic nie
mogła odczytać. Jego prywatna zasada. Nie skończonych dzieł się nie czyta.
- Jared –
mruknęłam odwracając się, żeby nie widzieć tego oczekiwania wymalowanego na
jego twarzy.
- Ava –
odparł podobnym mojemu tonem, na co zirytowana wyrzuciłam ręce w górę.
- Mam dość
tych pieprzonych plotek! – krzyknęłam, samą siebie zaskakując siłą mojego
głosu.
- Ktoś ci
coś powiedział? – spytał ostrożnie, nie będąc pewnym czy zaraz nie wybuchnę.
- W twarz
nie, ale za plecami owszem – opadłam na fotel, nagle czując się potwornie
zmęczona tym wszystkim.
- Co takiego
ci powiedzieli? – drążył.
- Wyobraź
sobie, że dowiedziałam się, że byłam akurat w kawiarni na dole, z Tomo, kiedy
dowiedziałam się, przypadkiem oczywiście, że Shannon wyjechał, bo sypiałam z
nim i ty się o tym dowiedziałeś. I kazałeś mu się spakować i wynosić –
wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu.
- Kto to
powiedział? – spytał spokojnie Jay.
- Boże, a
czy to ważne? – jęknęłam. – Jared, ludzie gadają, a ja mam dosyć. Gdzie on do
cholery jest?
- Napisał
godzinę temu na Twitterze, że powoli czuje się trochę lepiej i ma nadzieję
niedługo wrócić w trasę. – poinformował mnie mój narzeczony.
- Tania
gadka dla fanów i mediów – mruknęłam zupełnie nie reagując na to, że mężczyzna
wstał, podszedł do mnie i siadając na oparciu przytulił mnie do siebie.
- Ważne, że
nic mu nie jest – powiedział delikatnie przesuwając dłonią po moich włosach. –
A gadaniem się nie przejmuj. W końcu ludzie o czymś musza gadać. Nic na to nie
odpowiedziałam. Jedynie przytuliłam się do niego mocniej, chcąc całą sobą
chłonąć jego spokój i pewność, że z Shannonem wszystko w porządku. Ale Jaredowi
o wiele łatwiej było w to wierzyć. To nie on czuł to cholerne, zżerające mnie
od środka poczucie winy.
Gdybym tylko
mogła cofnąć czas, nie drążyłabym tematu ciąży Emmy, a później nie ukrywałabym
prawdy, gdyby jednak do mnie dotarła. Mimo wszystko o wiele bardziej cenię
sobie przyjaźń Shannona niż blondynki i Tima razem wziętych. No i to właśnie Leto
wkrótce stanie się częścią mojej rodziny, to on jest bratem faceta, którego
kocham bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
Już miałam
podnieść się i zabrać za papierkową robotę jaka na mnie czekała, gdy odezwała
się moja komórka. Szybko wyciągnęłam wibrujące w kieszeni urządzenie i
spojrzałam na wyświetlacz, a moje serce zabiło szybciej gdy zobaczyłam na nim
jedno, krótkie Shanny.
- Jezu,
Shannon, nareszcie! – zawołałam na powitanie. – Gdzie ty jesteś? Wszystko w...
- Ava? –
przerwał mi kobiecy, obcy głos, a którego dźwięk zmarszczyłam brwi
zdezorientowana.
- Kto mówi? –
spytałam niepewnie.
- Z tej
strony Sara Hamilton. Przyjaciółka Shannona, pamiętasz mnie?
- Tak, ale…
Shannon jest z tobą?
- Przyleciał
przed godziną i teraz odsypia zmianę stref, więc uznałam, że powinnam do ciebie
zadzwonić – powiedziała cicho blondynka i słyszałam w tle odgłos zamykanych
drzwi.
- Co u
niego? – spytałam próbując opanować drżenie głosu.
- Jest…
chyba przygnębiony i trochę przybity – odparła i zapadła cholernie niezręczna
cisza. – Ava, co się właściwie wydarzyło w Europie?
- Chyba
lepiej będzie jak Shannon ci to opowie. – Nie byłam w stanie przyznać się, jak
beznadziejną przyjaciółką się okazałam.
- No skoro
tak wolisz – westchnęła.
- Dziękuję,
ze zadzwoniłaś – powiedziałam cicho.
- Nie
chciałam, żebyś się martwiła ty i Jared – odparła, a ja uśmiechnęłam się z
wdzięcznością, na moment zapominając, że nie może tego zobaczyć.
- Dziękuję –
powtórzyłam, a następnie usłyszałam tylko dźwięk przerwanego połączenia.
- Co się
stało? – spytał Jared obserwując mnie uważnie.
- Dzwoniła Sara.
Shannon jest w Nowym Jorku – powiedziałam czując swego rodzaju ulgę. – Nic mu
nie jest.
- Mówiłem,
że się znajdzie – w głosie Jay’a usłyszałam nutkę ulgi i czegoś na kształt samozadowolenia,
ale nie skupiłam się na tym. Najważniejsze, że wiem gdzie jest Shannon.
~*~
Robaczki moje kochane, najmocniej Was przepraszam za tą przerwę, ale nie umiałam po prostu przez tych kilka tygodni napisać tego rozdziału. I teraz też nie jest chyba szałowy, ale cóż, myślę, że chyba na lepszy mnie nie stać w tym momencie.
Co do następnych rozdziałów, nie jestem w stanie obiecać, że będą regularnie, ale na pewno będą. Nie umiem zostawić tej historii niedokończonej, więc na pewno doprowadzę ją do końca. Nie wiem tylko w jakim czasie. A zdradzę Wam, że już powoli chylimy się ku zakończeniu.
Całuję Was gorąco, robaczki i mam nadzieję, że nie nawaliłam za bardzo z tym u góry. :*
I Shannon się znalazł. Szkoda tylko, że tak krótko ;c i w gruncie rzeczy niewiele wyjaśniłaś. Mam nadzieję, że następny będzie szybciej i o wiele dłuższy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Gemmei.
Postaram się, ale nic nie mogę obiecać. :)
UsuńShanni się wreszcie znalazł, zguba jedna. :D Tyle stresu, a temu nic nie jest, no nie! ;P
OdpowiedzUsuńKrótciutko, ale mam nadzieję, że następny naskrobiesz dłuuuższy :3
Pozdrawiam.