wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 53



Minęło pełne dwadzieścia cztery godziny od momentu, gdy ostatni raz widziałam Shannona i powoli zaczynałam odchodzić od zmysłów. W mojej głowie pojawiały się coraz czarniejsze scenariusze tego co mogło się wydarzyć. Przez ten czas chyba ze sto razy próbowałam do niego zadzwonić, ale za każdym razem słyszałam ten cholerny komunikat.
Abonent ma wyłączony telefon lub znajduje się poza zasięgiem sieci.
Najgorsze było to, że nie mając wieści o Shannonie, nie potrafiłam się na niczym skupić. Byłam zupełnie bezużyteczna. Jared i Tomo na pewno nie pojawiliby się na jednym z wcześniej umówionych, telewizyjnych wywiadów, gdyby nie fakt, że dziewczyna pracująca w studiu zadzwoniła, żeby poprosić o to, aby chłopcy byli na miejscu godzinę wcześniej niż było planowane.
Do tego nakładały się sprawy związane ze ślubem, który był przecież coraz bliżej. Terminy goniły, a ja na pewno nie ogarnęłabym tego wszystkiego gdyby nie mama i Constance. W zasadzie, one zajmowały się organizacją całej uroczystości. Jedyne co ja musiałam zrobić, to kupić suknię, dojść do ołtarza i powiedzieć tak. Oh, i muszę wybrać swojego świadka. Kogoś, kto będzie pasował do Shannona. Tylko nie mam pojęcia kto mógłby to być. Leanne nie, bo będzie miała masę pracy przy małym Harrym, Vicky będzie wtedy w zaawansowanej ciąży, a Emma… ją skreśla ciąża i to, że jest w złych stosunkach ze starszym z braci. Z dziewczynami z uczelni praktycznie nie utrzymuję kontaktu, bo nie było z kim. Z żadną nie zaprzyjaźniłam się jakoś bardziej, bo cały czas byłam skupiona na nauce i pracy z campusie. Nie miałam czasu na ploteczki i przyjacielskie wypady. I przez to nie byłam jakaś wyjątkowo lubiana i popularna, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Nigdy nie ciągnęło mnie do tych „fajnych” dzieciaków.
Obserwując wywiad, którego udzielili Jay i Tomo, widziałam ten moment zawahania, gdy mój narzeczony skłamał, że jego brat jest chory i nie opuszcza hotelu. Gdziekolwiek teraz jest Shann, musi się dobrze ukrywać przed paparazzi i fanami, żeby to kłamstwo nie wypłynęło.
Jared może nie okazywał, że martwi się o brata, ale widziałam, że tak jest. Starał się to przede mną ukrywać, ale mimo to wyłapałam, że co chwila zerka na swoją komórkę, oczekując, że Shanny się odezwie. A z każdym tym gestem Jareda, ja stawałam się coraz bardziej zła na starszego Leto. To ja spieprzyłam na całej linii, więc nie rozumiem dlaczego on karze chłopaków.
Bo Tomo też się niepokoił. Nie ukrywał się z tym, że co chwila próbował dzwonić do przyjaciela, czy nagrywał kolejną już wiadomość na poczcie głosowej starszego.
Cała ta nerwowa atmosfera w wyniku „choroby” Shannona przeniosła się również na fanów i całe Crew. Ludzie zaczęli gadać.
Crew wiedziało, że Shannona nie ma w hotelu, a niektórzy uważali, że nie ma go nawet w mieście czy kraju. Niby nikt, poza Steve’em nie powiedział nic na ten temat w moim czy chłopaków kierunku, ale nie jestem ślepa. Nie dało się nie zauważyć, że ludzie dziwnie milkli gdy pojawiałam się w ich pobliżu i posyłali mi te swoje wyuczone do perfekcji uśmiechy.
A fani? Ci przesadnie przejęli się stanem Shannona i bombardowali Twitterowe konta zespołu milionami pytań, które wszyscy starali się ignorować lub udzielać jedynie wymijających odpowiedzi.


Wściekła wpadłam do pokoju hotelowego i trzasnęłam z całej siły drzwiami. Miałam wszystkiego dosyć. Dosłownie wszystkiego. To co zaczęło się dziać przeszło totalnie moje ramy pojmowania całej sytuacji. Nie rozumiem jakim cudem ludzie mogą być tak totalnie durni.
- Stało się coś? – Jared podniósł wzrok znad gitary i kartki, na której zapisywał pewnie słowa następnego hitu.
- Nic – warknęłam próbując się opanować, ale uważne spojrzenie Jay’a jeszcze bardziej mnie irytowało.
- No to mów – westchnął odkładając gitarę na bok i składając kartkę na pół, żebym nic nie mogła odczytać. Jego prywatna zasada. Nie skończonych dzieł się nie czyta.
- Jared – mruknęłam odwracając się, żeby nie widzieć tego oczekiwania wymalowanego na jego twarzy.
- Ava – odparł podobnym mojemu tonem, na co zirytowana wyrzuciłam ręce w górę.
- Mam dość tych pieprzonych plotek! – krzyknęłam, samą siebie zaskakując siłą mojego głosu.
- Ktoś ci coś powiedział? – spytał ostrożnie, nie będąc pewnym czy zaraz nie wybuchnę.
- W twarz nie, ale za plecami owszem – opadłam na fotel, nagle czując się potwornie zmęczona tym wszystkim.
- Co takiego ci powiedzieli? – drążył.
- Wyobraź sobie, że dowiedziałam się, że byłam akurat w kawiarni na dole, z Tomo, kiedy dowiedziałam się, przypadkiem oczywiście, że Shannon wyjechał, bo sypiałam z nim i ty się o tym dowiedziałeś. I kazałeś mu się spakować i wynosić – wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu.
- Kto to powiedział? – spytał spokojnie Jay.
- Boże, a czy to ważne? – jęknęłam. – Jared, ludzie gadają, a ja mam dosyć. Gdzie on do cholery jest?
- Napisał godzinę temu na Twitterze, że powoli czuje się trochę lepiej i ma nadzieję niedługo wrócić w trasę. – poinformował mnie mój narzeczony.
- Tania gadka dla fanów i mediów – mruknęłam zupełnie nie reagując na to, że mężczyzna wstał, podszedł do mnie i siadając na oparciu przytulił mnie do siebie.
- Ważne, że nic mu nie jest – powiedział delikatnie przesuwając dłonią po moich włosach. – A gadaniem się nie przejmuj. W końcu ludzie o czymś musza gadać. Nic na to nie odpowiedziałam. Jedynie przytuliłam się do niego mocniej, chcąc całą sobą chłonąć jego spokój i pewność, że z Shannonem wszystko w porządku. Ale Jaredowi o wiele łatwiej było w to wierzyć. To nie on czuł to cholerne, zżerające mnie od środka poczucie winy.
Gdybym tylko mogła cofnąć czas, nie drążyłabym tematu ciąży Emmy, a później nie ukrywałabym prawdy, gdyby jednak do mnie dotarła. Mimo wszystko o wiele bardziej cenię sobie przyjaźń Shannona niż blondynki i Tima razem wziętych. No i to właśnie Leto wkrótce stanie się częścią mojej rodziny, to on jest bratem faceta, którego kocham bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
Już miałam podnieść się i zabrać za papierkową robotę jaka na mnie czekała, gdy odezwała się moja komórka. Szybko wyciągnęłam wibrujące w kieszeni urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz, a moje serce zabiło szybciej gdy zobaczyłam na nim jedno, krótkie Shanny.
- Jezu, Shannon, nareszcie! – zawołałam na powitanie. – Gdzie ty jesteś? Wszystko w...
- Ava? – przerwał mi kobiecy, obcy głos, a którego dźwięk zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
- Kto mówi? – spytałam niepewnie.
- Z tej strony Sara Hamilton. Przyjaciółka Shannona, pamiętasz mnie?
- Tak, ale… Shannon jest z tobą?
- Przyleciał przed godziną i teraz odsypia zmianę stref, więc uznałam, że powinnam do ciebie zadzwonić – powiedziała cicho blondynka i słyszałam w tle odgłos zamykanych drzwi.
- Co u niego? – spytałam próbując opanować drżenie głosu.
- Jest… chyba przygnębiony i trochę przybity – odparła i zapadła cholernie niezręczna cisza. – Ava, co się właściwie wydarzyło w Europie?
- Chyba lepiej będzie jak Shannon ci to opowie. – Nie byłam w stanie przyznać się, jak beznadziejną przyjaciółką się okazałam.
- No skoro tak wolisz – westchnęła.
- Dziękuję, ze zadzwoniłaś – powiedziałam cicho.
- Nie chciałam, żebyś się martwiła ty i Jared – odparła, a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością, na moment zapominając, że nie może tego zobaczyć.
- Dziękuję – powtórzyłam, a następnie usłyszałam tylko dźwięk przerwanego połączenia.
- Co się stało? – spytał Jared obserwując mnie uważnie.
- Dzwoniła Sara. Shannon jest w Nowym Jorku – powiedziałam czując swego rodzaju ulgę. – Nic mu nie jest.
- Mówiłem, że się znajdzie – w głosie Jay’a usłyszałam nutkę ulgi i czegoś na kształt samozadowolenia, ale nie skupiłam się na tym. Najważniejsze, że wiem gdzie jest Shannon.


~*~ 
Robaczki moje kochane, najmocniej Was przepraszam za tą przerwę, ale nie umiałam po prostu przez tych kilka tygodni napisać tego rozdziału. I teraz też nie jest chyba szałowy, ale cóż, myślę, że chyba na lepszy mnie nie stać w tym momencie.
Co do następnych rozdziałów, nie jestem w stanie obiecać, że będą regularnie, ale na pewno będą. Nie umiem zostawić tej historii niedokończonej, więc na pewno doprowadzę ją do końca. Nie wiem tylko w jakim czasie. A zdradzę Wam, że już powoli chylimy się ku zakończeniu.
Całuję Was gorąco, robaczki i mam nadzieję, że nie nawaliłam za bardzo z tym u góry. :*

3 komentarze:

  1. I Shannon się znalazł. Szkoda tylko, że tak krótko ;c i w gruncie rzeczy niewiele wyjaśniłaś. Mam nadzieję, że następny będzie szybciej i o wiele dłuższy :)

    Pozdrawiam,
    Gemmei.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, ale nic nie mogę obiecać. :)

      Usuń
  2. Shanni się wreszcie znalazł, zguba jedna. :D Tyle stresu, a temu nic nie jest, no nie! ;P
    Krótciutko, ale mam nadzieję, że następny naskrobiesz dłuuuższy :3

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń